W obozie tym panowała wysoka śmiertelność ze względu na epidemię tyfusu, stąd tak szybka decyzja władz niemieckich o jego likwidacji. Chorych więźniów wywożono do Kulmhof prawdopodobnie już w grudniu 1941 r. Uciekinier z Dąbia, Lajwe Wołkowicz wspominał, że gdy uciekał z miasta, na drodze do Grabowa widział ciężarówki
z „Cyganami” wiezionymi do Chełmna.
Ofiary mordowano w mobilnych komorach gazowych w lesie rzuchowskim, po czym grzebano w masowym grobie w ubraniach i z przywiezionym dobytkiem, o czym informował w relacji złożonej w lutym 1942 r. w getcie warszawskim uciekinier z Chełmna Szlama Ber Winer, pracujący jako grabarz w tzw. Waldkommando:
„[7 stycznia] Kierownik grupy strażniczej, esesman wyższej rangi, był wyjątkowym sadystą. Rozkazał owym ośmiu ludziom [żydowskim grabarzom] otworzyć drzwi samochodu i od razu uderzyła silna i ostra woń gazu. W samochodzie zabijano łódzkich Cyganów. Leżały tu ich rzeczy: harmonie, skrzypce, pierzyny, a nawet zegarki i złota biżuteria.”
„[9 stycznia] Na dziedzińcu [przed pałacem w Chełmnie] zobaczyliśmy dwie wielkie odkryte ciężarówki pełne Cyganów, mężczyzn, kobiet i dzieci, wraz z ich dobytkiem. Szybko załadowano nas na naszą ciężarówkę z plandeką, byśmy nie mogli porozumieć się z Cyganami. Był to właściwie jedyny przypadek, że w ogóle zobaczyliśmy żywe ofiary.”
9 stycznia kwiaty i znicze pod pomnikiem upamiętniającym pomordowanych Romów i Sinti złożyli Izabela Terela, kierowniczka Muzeum Stacji Radegast, Oddziału Muzeum Tradycji Niepodległościowych w Łodzi oraz Bartłomiej Grzanka, kierownik Muzeum w Chełmnie wraz z pracownikami. W imieniu prezydent miasta Łodzi Hanny Zdanowskiej kwiaty złożył Andrzej Grzegorczyk, kustosz Muzeum Stacji Radegast.